Coś, dla tych, którzy tęsknią za mleczną czekoladą. To też świetna opcja, kiedy macie gości, którzy jedzą „normalnie” i gorzka czekolada nie przejdzie im przez gardło :).
Przygotowanie: 20 min, chłodzenie: min. 2,3 h
Składniki:
- 2 łyżki oleju kokosowego
- 2 czubate łyżki mleka kokosowego (tej gęstej części)
- 2 łyżki ksylitolu
- 3 czubate łyżki kakao
- dodatki: laska wanilii, migdały
W rondelku rozpuszczamy olej kokosowy. Do tego dodajemy ksylitol i mieszamy, aż się roztopi. Następnie dodajemy wanilię i kakao i mieszamy intensywnie, aż uzyskamy jednolitą masę. Na koniec dodajemy mleko kokosowe i intensywnie mieszamy – masa zacznie szybko gęstnieć. Czekoladę najlepiej wylać do foremki silikonowej – wtedy będzie łatwo ją później wydobyć. Wstawiamy do lodówki na minimum 2,3 h, żeby stężała (najlepiej zostawić ją na noc w lodówce – wtedy konsystencja wychodzi najlepsza). Czekolada wychodzi dość miękka, ale w smaku jest taka jak mleczna 🙂 Oczywiście z dodatkami jest pełna dowolność. Można dodać inne orzechy, rodzynki, inne suszone owoce. Jak zawsze zachęcamy do eksperymentów.
Na początku użyliśmy 3 łyżki oleju i po dodaniu mleka kokosowego, nadmiar tłuszczu nam pływał na powierzchni. Odlaliśmy ten tłuszcz, dodaliśmy jeszcze trochę oleju, kakao i odrobinę ksylitolu i wyszły nam gorzkie muffinki, które również prezentujemy na zdjęciu. Te już mniej przypominają mleczną czekoladę, ale również wyszły bardzo smaczne :).
Wspaniały w swej prostocie przepis! Dziś zrobiłam, niestety smakowało mi tak bardzo że większą część pochłonęłam jeszcze w postaci ciepłego kremu. 🙂 Reszta studzi się w lodówce wymieszana z posiekanymi migdałami i świeżymi malinami.
He, he no właśnie chyba muszę dopisać ostrzeżenie, że za dobre to jest i grozi zjedzeniem zbyt dużej ilości 🙂 My w ten weekend też zrobiliśmy czekoladę i wyjadałam ciepłe resztki z saganka 😀 Z malinami musi być ekstra, chyba następnym razem dorzucę jakieś owoce.
A olej rafinowany?
Jaki chcesz, do wyboru 🙂 z nierafinowanym będzie jeszcze bardziej kokosowe.